Jacys zlosliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996
Korespondencja Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, nie tylko wybitnych poetów, ale też mistrzów trudnej sztuki pisania listów, zaczyna się 24 listopada 1955 roku od oficjalnego (pisanego jeszcze stylem przyjętym wówczas w środowisku ZLP) listu Szymborskiej, wówczas redaktorki działu poezji krakowskiego tygodnika ?Życie Literackie", zapraszającego Herberta do udziału w zbiorowej prezentacji poetów, których debiuty książkowe miały się niebawem ukazać na fali przedpaździernikowej odwilży.
(...)
Przygotowując tę korespondencję do druku musiałem ją najpierw odczytać, co nie zawsze okazywało się proste, a później ułożyć w porządku chronologicznym, co okazało się jeszcze trudniejsze, bo nie wszystkie listy, szczególnie Zbigniewa Herberta są datowane, albo niekiedy datowane są mylnie. W takich wypadkach często pomagają stemple pocztowe na kopertach, niestety nie zawsze zostały zachowane. Zdarza się także, że znaczki na kopertach listów lub kartkach pocztowych nie zostały ostemplowane, a jedynie przekreślone przez pocztę. Nie pozostawało mi wtedy nic innego, jak kierować się intuicją, choć dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo potrafi być zawodna. Bardzo serdecznie dziękuję pani Katarzynie Herbertowej za pomoc w ustaleniu chronologii niektórych z tych listów.
Zgodnie z przyjętymi zwyczajami, milcząco poprawiam dostrzeżone błędy pióra-a bez zmian pozostawiam styl oraz pisownię postaci fikcyjnych. Nie ma ich aż tak wiele, jak w korespondencji Wisławy Szymborskiej z Kornelem Filipowiczem, ale jeden Frąckowiak (w dwóch osobach, bo często mówi o sobie: Fronckowiak) wystarczy za kilka. Prawie bez zmian pozostawiam pisownię dat. Starałem się do minimum ograniczyć przypisy, mając nadzieję, że czytelnicy poezji dobrze wiedzą kim byli (lub są) poeci, których nazwiska pojawiają się w listach, na przykład Julian Przyboś, w jednym z listów Herberta pieszczotliwie nazwany Przybuniem.
Do korespondencji obojga poetów włączyłem również dedykacje na książkach, jakie wzajemnie sobie przesyłali, bo często mają właśnie charakter listu, jak również dlatego, że bez nich listy, w których się mówi o konkretnych książkach, byłyby mniej zrozumiałe. Bardzo żałuję, iż niektórych z tych książek z dedykacjami, na przykład Soli, nie udało mi się odszukać. Mam nadzieję, że może kiedyś się odnajdą, jak również, iż odnajdą się listy, które prawdopodobnie zaginęły.
Ryszard Krynicki
(...)
Przygotowując tę korespondencję do druku musiałem ją najpierw odczytać, co nie zawsze okazywało się proste, a później ułożyć w porządku chronologicznym, co okazało się jeszcze trudniejsze, bo nie wszystkie listy, szczególnie Zbigniewa Herberta są datowane, albo niekiedy datowane są mylnie. W takich wypadkach często pomagają stemple pocztowe na kopertach, niestety nie zawsze zostały zachowane. Zdarza się także, że znaczki na kopertach listów lub kartkach pocztowych nie zostały ostemplowane, a jedynie przekreślone przez pocztę. Nie pozostawało mi wtedy nic innego, jak kierować się intuicją, choć dobrze zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo potrafi być zawodna. Bardzo serdecznie dziękuję pani Katarzynie Herbertowej za pomoc w ustaleniu chronologii niektórych z tych listów.
Zgodnie z przyjętymi zwyczajami, milcząco poprawiam dostrzeżone błędy pióra-a bez zmian pozostawiam styl oraz pisownię postaci fikcyjnych. Nie ma ich aż tak wiele, jak w korespondencji Wisławy Szymborskiej z Kornelem Filipowiczem, ale jeden Frąckowiak (w dwóch osobach, bo często mówi o sobie: Fronckowiak) wystarczy za kilka. Prawie bez zmian pozostawiam pisownię dat. Starałem się do minimum ograniczyć przypisy, mając nadzieję, że czytelnicy poezji dobrze wiedzą kim byli (lub są) poeci, których nazwiska pojawiają się w listach, na przykład Julian Przyboś, w jednym z listów Herberta pieszczotliwie nazwany Przybuniem.
Do korespondencji obojga poetów włączyłem również dedykacje na książkach, jakie wzajemnie sobie przesyłali, bo często mają właśnie charakter listu, jak również dlatego, że bez nich listy, w których się mówi o konkretnych książkach, byłyby mniej zrozumiałe. Bardzo żałuję, iż niektórych z tych książek z dedykacjami, na przykład Soli, nie udało mi się odszukać. Mam nadzieję, że może kiedyś się odnajdą, jak również, iż odnajdą się listy, które prawdopodobnie zaginęły.
Ryszard Krynicki